poniedziałek, 23 grudnia 2013

rozdział 13- Prze­jawem głupo­ty raczej niż od­wa­gi jest lek­ce­ważenie niebez­pie­czeństwa, kiedy wi­si ci ono nad głową.

*Ally*
   "Jak bardzo blisko są nasze twarze, bardzo, bardzo blisko. "
Nie mogłam dopuścić do pocałunku, po prostu nie mogłam. A co by było gdyby mi się spodobało? Albo jeszcze gorzej- mogłabym się zakochać, a do tego nie mogę dopuścić. Automatycznie odsunęłam się od Sylvaina, on niemrawym uśmiechem starał się zatuszować grymas.
- Ja... ja już muszę lecieć- odchrząknęłam i biegiem puściłam się w stronę sali nr. 169. "163, 164, 165, 166, 167, 168 i..." stop. Nie dotarłam do końca. Zatrzymałam się w rogu. Zobaczyłam Grece i Tom'a, byli schowani w kąciku przy drzwiach, oni się całowali. Zaczęłam oczerniać siebie w myślach, a czemu? Ponieważ zamiast cieszyć się na ten widok i uśmiechać się, widząc uśmiech Grece, poczułam zazdrość. Zwyczajną zazdrość. Oparłam się o ścianę wbijając wzrok w parę. Osunęłam w dół, sprawiając, że siedziałam teraz na podłodze.  Karciłam swoje myśli, ale to nie pomagało. Wiedząc, że nic już nie  dam rady zrobić, wstałam i pędem rzuciłam się w stronę najbliższej łazienki. Niestety nie zauważyłam otwierających się drzwi i z całej siły przywaliłam o nie głową. Poczuła przyjemne ciepło na oczach, a po chwili wszędzie widziałam czarne plamki. Poczułam delikatny ból głowy, a później nie widziałam już nic.
... Była sobie szczęśliwa rodzina. Młode małżeństwo z córką i synem. Było ciepło, oni byli na wakacjach na jakiejś wyspie. Pewnego dnia gdy siedzieli na plaży ojciec oznajmił, że wraca do hotelu, ponieważ źle się czuje. Był on odrobinę podpity, po całym dniu darmowych alkoholi. Wrócił sam. Po upływie godziny mama wzięła za rączkę córkę, a synek szczęśliwymi skokami popędził w stronę hotelu. Dotarli. Zapukali do swojego pokoju, jednak nikt im nie odpowiedział. Pukali, dobijali się, nic. W końcu otworzono im drzwi dodatkowym kluczem z recepcji. Zaniepokojona małżonka jako pierwsza weszła, zobaczyła swojego męża, leżącego na łóżku, spał. Nie zdążyła nic powiedzieć, gdy do pokoju weszła córka a za nią syn. "Tata! Czemu ty spałeś, myśleliśmy, że coś ci się stało!" wykrzyknął chłopczyk budząc przy tym ojca. Pięcioletnia córka po chwili zaczęła powtarzać słowa brata. Powstał harmider, kobieta próbowała uspokoić dzieci, jednak te dalej krzyczały. Nagle ojciec wstał zaczął szarpać syna. Ten uciekł, a za nim siostra. Zamknęli się w pokoju obok, oboje trzymając się za ręce. Po chwili ktoś zaczął walić w drzwi, jednocześnie odpychając tym dzieci. Pijany ojciec w końcu dostał się do środka, a kiedy syn zaczął krzyczeć, ojciec uderzył go w policzek. Córka zaczęła płakać i pobiegła do brata. Odtrąciła go, a sama dostała. Kochała swojego brata, bardziej niż siebie. Po tym zdarzeniu już nigdy go nie zobaczyła...
- Ally! Ally! Ally! Pobudka!- usłyszałam nad sobą krzyk jakiegoś chłopaka. Otworzyłam oczy, czując, że mam coś zimnego na czole. Złapałam się za głowę, na moim czole leżała zimna ścierka. Głowa mnie bolała a nade mną stał Austin.
- Weź się odsuń, bo wstać nie mogę!- krzyknęłam, a chłopak posłusznie wstał.
- Czemu leżałaś na podłodze?- zapytał głupio chłopak.
- Oj, głupia blondyneczko, a może lubię?- skrytykowałam go wzrokiem.
- Oj, wredna brunetko, kultura nie boli- uśmiechną się i odwracając się na pięcie podążył do wyjścia.
- Nie!- krzyknęłam na co Austin zatrzymał się i odwrócił do mnie. Widząc, że to przynosi efekty, kontynuowałam-  Dobra, przepraszam, po prostu nie mam humoru. Jakiś niedorobiony francuz mnie podrywał, źle się czuję widząc moją przyjaciółkę szczęśliwą, a teraz tak cholernie boli mi głowa.- Powiedziałam wstając z ziemi. Dopiero teraz zauważyłam, że znajdujemy się w łazience. Nie postałam sobie długo, gdyż poczułam kręcenie w głowie, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Złapałam się umywalki, patrząc w lustro. Zdziwiłam się, gdyż nie nie było już Austina, wyglądało na to, że zostałam tu sama. Było cicho, nawet powiedziałabym, że za cicho jak na tak ogromną szkołę. Może i trwają teraz lekcję, ale teraz nie było słychać nawet odgłosów z klas. Spuściłam wzrok, przemywając twarz. Nadal trzymając się umywalki, spojrzałam jeszcze raz w lustro, odskoczyłam. Na szybie teraz znajdował się napis, wykonany czerwoną farbą "Uważaj". Ale jak? Przecież nikt nie wchodził do łazienki! Było cicho, nie było żadnych kroków, nawet szelestu. Rozejrzałam się jeszcze raz po łazience.
- Gdzie ja jestem?- wyszeptałam sama do siebie.
   Wybiegłam gwałtownie z toalety. Zwolniłam dopiero gdy znalazłam się przed gabinetem dyrektorki. "Jeden oddech, drugi, trzeci, czwarty... jest dobrze" zapukałam. Usłyszałam ciche "proszę". Weszłam do gabinetu.
- Dzień dobry Ally!- przywitała mnie z ogromną radością dyrektorka.
- Dzień dobry- uśmiechnęłam się siadając na krześle.
- Co cię tutaj sprowadza? Nie jesteś na lekcjach?- zapytała nadal rozpromieniona kobieta.
- Ja, źle się poczułam i nie jestem pewna co teraz mam, a nie mogę znaleźć swojego planu zajęć, więc...
- Ale oczywiście, zaraz przyniosę ci nowy- wstał z krzesła i poszła do innej sali obok. Zaczęłam rozglądać się po gabinecie. Nagle na biurku dostrzegłam jakiś list. Niby zwykły świstek, ale w dolnym rogu kartki widniał napis "Lucinda Dawson". Dawson... tak jak ja. Rozejrzałam się po sali, sprawdzając, czy nie widać jeszcze dyrektorki. Szybko chwyciłam list, czytając pierwsze zdanie "Isabelle, proszę cię, aby Ally nie spotkał taki sam los..."- nie skończyłam czytać, bo usłyszałam stukot obcasów Isabelle. Szybko zgniotłam karteczkę i schowałam do kieszeni. Po chwili w gabinecie ponownie zagościła dyrektorka, która wręczyła mi plan zajęć. Szybko wyszłam z gabinetu, kierując się do najbliższego schowka na szczotki. Szybko go znalazłam, usiadłam na podłodze i otworzyłam list.
                                                                   Droga Isabelle!
  Isabelle, proszę cię, aby Ally nie spotkał taki sam los jaki zadecydował życiem jej brata. Na razie ona nie wie o moim istnieniu i pragnę aby tak zostało, przynajmniej na tę chwilę. Carter nie daje nam spokoju, nie chcę Ally niepokoić. Niestety obawiam się, że może jej coś zagrażać... tak jak zagrażał Roger'owi. Miej na nią szczególną uwagę, nie strać jej z oczu, gdyż chwila może znaczyć dużo dla jej życia. Pamiętaj: nic jej nie mów! Niech będzie spokojna, ponieważ panika może tylko pogorszyć sprawę. Trzymam cię za słowo!
                                                                                                           Lucinda Dawson 
- Gdzie ja do jasnej cholery jestem...?- zapytałam siebie już drugi raz.
                                                                   ***
Wiem, że się na mnie ostatnio strasznie zawodzicie, ale musicie mnie zrozumieć chociaż w malusieńkim stopniu, że rzez ostatnie dwa miesiące mam okropnie skomplikowane życie. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo... Tutaj nie chodzi o naukę, ale raczej o uczucia... Tłumacząc w skrócie... nie, jednak tego nie da się wytłumaczyć w skrócie... Kto chętny wiedzieć może do mnie pisać na fejsie, a tu macie mój ask KLIK. Ten rozdział mimo iż mizerny, miała to być tak niespodzianka- prezent na święta. Uwierzcie, że parę dni temu zastana wiałam się nad usunięciem albo poważnym zawieszeniem bloga, ale postanowiłam, że tego nie zrobię, jednak nie będą one bardzo często. Mimo iż czasem mam zwątpienia, nie porzucę tego. Dlatego kiedy napiszę coś o usuwaniu przypomnice mi o tym, że wam obiecałam iż tego nie porzucę. Nie gniewacie się? Oby... chociaż ja bym sobie nie wybaczyła... ale ja was tak strasznie kocham. Na koniec chcę wam jeszcze życzyć radosnych, miłych, wesołych i rodzinnych świąt, mimo iż jeszcze nie ma śniegu... ale myślicie pozytywnie: nacieszymy się nim w wielkanoc! Szczęśliwego nowego roku i wielu prezentów! :D Kocham i całuję :*
                                                                                                                     Weronika Love