niedziela, 13 grudnia 2015

Pomagać na co dzień.

Otóż proszę was o wsparcie. Banner 300x600http://dlaschroniska.pl/jak-pomagac
Pamiętajmy o potrzebujących, nawet jeśli to nie ludzie. Zwierzęta same nic nie zdziałają, a tylko ludzie mogą pomóc.

czwartek, 5 listopada 2015

rozdział 28- Nigdziebądź.

*Ally*
   Jest noc.Wydaje mi się, że siedząc tutaj znajduję się bliżej nieba. Gwiazdy doskonale oświetlają czarną przestrzeń dachu na którym właśnie siedzę. Biorę kolejny łyk wódki. Prosto z butelki. Nie chce myśleć o niczym, tylko się upić. Podobno w tedy wszystko mniej boli, a problemy już nie chodzą po naszej głowie jak pumy, szukając chwil kiedy będziemy jeszcze bardziej słabsi, aby nas dobić. Krzywię się, czując w ustach gorzki smak alkoholu. Jest niesmaczny, a ja mam wrażenie, że wlewam w siebie truciznę. Chce uciec, chce skoczyć z dachu, chce o wszystkim zapomnieć. Chce nie myśleć już o tym nic nie wartym człowieku. Chce przestać płakać na myśl o tym, że został porwany. Być może już nie żyje.
  W około panuje tak gęsta cisza, że bez problemu słyszę kroki jakiejś osoby, która się do mnie zbliża. Po raz pierwszy w życiu, postanawiam się nie bać. Może to przez alkohol, też tak słyszałam. Odwracam głowę w stronę odgłosu kroków. Widzę czarny cień, w odległości około 5 metrów ode mnie.
- Ally?:- słyszę znajomy głos. Wydaje się być  nieco inny, nieco zmutowany. Wstaję niesfornie, strącając niechcący wódkę z dachu. Przyglądam się, jak prawie pusta butelka stacza się po dachówkach, a następnie uderza o ziemię z cichym brzdękiem tłuczonego szkła.
- Ups- mówię i wybucham niepohamowanym śmiechem. Zataczam się, starając postawić krok przed siebie. Upadam i  powoli ześlizguję się po dachówkach w dół.
- Juuuhu!- krzyczę. Czuję się jak na zjeżdżalni. Nagle, jakaś siła podciąga mnie spowrotem w górę,
- A- austi-nnn...-  mamroczę i czuję się naprawdę dobrze. Słyszałam, że ludzie pijący czują się z tym źle. W takim razie dlaczego się uśmiecham? Dlaczego nie odczuwam już bólu? W zasadzie nic już nie czuje. Nic już nie pamiętam. Jestem czarną dziurą, nie mam uczuć, w jednej chwili stałam się wrakiem człowieka. Tracę swoje człowieczeństwo, bo nic już nie czuje, bo nie pamiętam czemu było mi smutno. Nie wiem jak się płacze i odczuwa ból, bo nie przypominam sobie abym go kiedykolwiek doświadczyła. Z każdą następną chwilą przestaje czuć, przestaje słyszeć, przestaje widzieć. Nie widzę już błyszczących gwiazd, to takie zabawne. W ciemnościach wszystko jest bardziej przejrzyste. Dlatego często zamykam oczy. Widzę w tedy to czego widzieć nie powinnam. Widzę jego oczy. Widzę jego usta, które pięknie układają słowa i zaokrąglają samogłoski. Nie słyszę co mówi, bo nie dojrzałam do tego, aby słuchać innych. A może po prostu nie chcę nic słyszeć. Ważne jest to, że on jest tutaj. Jest ze mną, chociaż w cale nie powinien tu być. Rozmywa się. Już prawie go nie widzę. Zamienił się w niewyraźną plamę. Znika i znowu wszystko jest czarne.
                                                               ***
Ten rozdział nie potrzebuje kolejnych tłumaczeń, czy dopowieści. On z zamierzenia ma być krótki. To przeżycia pijanej dziewczyny, jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił. Nie było mnie tu od 4 miesięcy? Nie oczekuje, że ktokolwiek tu jeszcze jest, ani tego, że ktokolwiek to przeczyta. Ten blog miał już swoją chwilę chwały i myślę, że nie może wiecznie z niej korzystać, bo zachoruje na samouwielbienie. Ten blog to moja odskocznia. Nie obiecam mu, że będę u niego regularnie. On wie, że wracam. A wy?

niedziela, 21 czerwca 2015

rozdział 27- Czy to jest przyjaźń, czy już kochanie?


*Ally*
 Siedzę pod ciepłym kocem, a i tak jest mi zimno. Jest dopiero 4 nad ranem, ale z powodu dreszczy nie mogłam dłużej spać. Co jakiś czas zaczynam kaszleć. Mam zatkany nos, a przez oddychanie buzią jest mi sucho w gardle. Chciałabym pójść do kuchni po coś ciepłego do picia, ale przez wchodzenie po drzewie, mam okropne zakwasy. Zresztą i tak jest mi za zimno, a bym miała ruszyć się spod koca. Zdaję sobie sprawę z tego, że w obecnej sytuacji nie mogę pozwolić sobie na chorobę. Muszę jak najszybciej zwrócić się do Isabelle, z prośbą o przyjęcie mnie do Nocnej Szkoły. Nagle dopadł mnie atak kaszlu. Słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się zdezorientowana, patrząc na zegarek. Jest 4:09, kto normalny przychodzi do kogoś o takiej porze?
- Proszę- mówię trochę zachrypniętym głosem. W pokoju jest na tyle ciemno, że nie widzę kto właśnie wszedł do pokoju. Po chwili jednak osoba zapala światło, a ja zamykam oczy, nie mogąc dostosować się do jasnych promieni żarówki.
- Ał wyłącz to, proszę- mówię zasłaniając oczy ręką.
- Przepraszam- słyszę zawstydzony głos Austina. Odsłaniam oczy i widzę, że chłopak zapala teraz lampkę stojącą na biurku. Jej światło jest słabe, na tyle, że nie razi mi oczu, ale zarazem skutecznie oświetla pomieszczenie. Zapraszam chłopaka gestem ręki, aby usiadł na łóżku.
- Co ty tu robisz?- pytam, kiedy Austin już usiadł. Widzę zdenerwowanie w jego oczach. Widzę, że ma napięte mięśnie i niespokojnie porusza palcami.
- Chciałem porozmawiać.
- Dlaczego teraz? Skąd wiedziałeś, że nie śpię?
- Słyszałem jak kaszlesz- odpowiada szybko.
- Słyszałeś mnie z piętra niżej?- pytam z niedowierzaniem. Naprawdę wątpię, abym kaszlała na tyle głośno.
- Cóż...kaszlałaś bardzo głośno.
- Austiiiin- mówię przeciągle, wiedząc, że kłamie.
- No dobrze, dobrze. Usłyszałem cię, bo przypadkiem byłem pod twoimi drzwiami.- Mówi, a ja otwieram szeroko oczy.
- Co robiłeś pod moimi drzwiami?- pytam starając się aby w moim głosie nie było słychać strachu.
- Przeeechodziłem- powiedział chłopak, a mi zdawało się, że stara się przeciągnąć każdą sylabę i zyskać na czasie.
- Nie okłamuj mnie- powiedziałam krótko, zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to bardzo ostro. Blondyn popatrzył na mnie, jakby szukając ucieczki. Przez chwilę zastanowiłam się, czy zaraz nie wyjdzie. Ostatecznie tylko westchnął i spuścił wzrok.
- Myślałem...- zaczął, a ja zastanawiam się czy w ogóle dokończy to co chce powiedzieć.- Myślałem...- drugie podejście, to już naprawdę zaczyna mnie irytować.- Myślałem- błagam, nie zatnij się znowu- że jesteś z Sylvainem. Widziałem was jakoś po drugiej przed szkołą, jak cię niósł. Nie chciałem się wtrącać, ale nie mogłem wytrzymać i w końcu musiałem do ciebie przyjść.- Coś w jego słowach wzbudziło we mnie złość.
- Austin, po pierwsze, to nawet jeśli byłby tu Sylvain, dlaczego chcesz się w to mieszać? A po drugie, cholera, dlaczego byłeś na podwórku!?- zwróciłam się do niego, nieco za głośno.
- Ciszej- powiedział chłopak, jednocześnie zasłaniając mi usta ręką.- Chyba nie chcesz, aby zaraz się tu zlecieli nauczyciele?- Machinalnym ruchem, zabrałam mu dłoń z moich ust.
- Nie chce- powiedziałam z wyrzutem. Gdyby nas nakryli, pociągnęło by to za sobą wiele konsekwencji.- Ale oczekuję odpowiedzi. Chłopak westchnął, jakby był już tym zmęczony.
- Ally, na prawdę niczego nie zauważyłaś?- zaczął mówić znowu, w pewnym sensie z wyrzutem i sutkiem w głosie.- Martwię się o ciebie i nie wiem czy zniósłbym, gdybyś była z Sylvainem. Zobaczyłem, jak cię niesie, myślałem, że... coś was łączy- w tym momencie wybucham atakiem kaszlu. Chłopak spojrzał na mnie przerażony- Ally, dobrze się czujesz?- odparł, a ja nie mogę mu odpowiedzieć przez kaszel.  Szybkim gestem przykłada mi rękę do czoła.- Chyba masz gorączkę. Poczekaj tu na mnie chwilę, dobrze? Nie odchodź- wstaje szybko i wręcz wypada z pokoju.
    Nie minęło nawet 5 minut, gdy ponownie słyszę pukanie do drzwi. "Śmieszne"- myślę, ponieważ byłam pewna, że Austin wpadnie tu z hukiem, nie myśląc o pukaniu. Drzwi otwierają się szybko, a po chwili staje w nich Austin, trzymając w jednej ręce termometr, a w drugiej kubek herbaty. Bez słowa podchodzi do mnie i podaje obie te rzeczy. Posłusznie wkładam termometr po bluzkę i biorą łyk herbaty.
- Fuj, niedobra- mówię, krzywiąc się, gdy piję zdecydowanie przesłodzony napój.
- Posłodziłem 2 łyżeczki...- chłopak mówi głosem tak zmartwionym, że ciężko jest mi się nie roześmiać.
- Nie słodzę- uśmiecham się delikatnie.- Myślę, że cukier zabija smak herbaty- oznajmiam, odkładając kubek na stolik nocny.
- Jeśli chcesz, mogę przynieść ci drugą- mówi blondyn, podnosząc się z miejsca. Ja jednak przytrzymuję go i wskazuję aby usiadł.
- Nie trzeba- oznajmiam. Nie wiem dlaczego, ale cała ta sytuacja wydaje mi się nieco śmieszna. Zachowanie Austina wydaje mi się nienaturalne, jakby się czegoś cały czas obawiał.
  Chwilę ciszy przerywa pisk termometra. Delikatnie wyjmuję termometr, wyprzedzając przy tym Austina, który prawie zerwał się z miejsca.
- I..co?- pyta powoli, jakby obawiał się odpowiedzi. Patrzę na drobny wyświetlacz, na którym widnieją trzy liczby.
- 38.3- mówię i przy okazji obserwuję zdenerwowanie na twarzy Austina.
- To nie dobrze, może ci coś przynieść?- irytuje mnie już to, jak bardzo nade mną skacze. Naprawdę, nie jestem niepełnosprawna.
- Nie, Austin. Proszę, idź już, poradzę sobie.- mówię, zsuwając się do pozycji leżącej. Zamykam oczy i układam głowę na miękkiej poduszce. Ostatnie co słyszę, to ciche szczęknięcie zamykanych się drzwi.
    Otwieram delikatnie oczy i machinalnie zerkam za okno. Jest zdecydowanie jaśniej niż wtedy, kiedy zasypiałam. Wyciągam obolałą rękę i chwytam w nią zegarek. "10:26"- Mówię w myślach i odstawiam budzik na miejsce. Liczę ile godzin przespałam i dopiero po chwili orientuję się, że jest środa, a od 3 godzin trwają lekcje. Szkolny dzwonek mnie nie obudził. Wstaje pospiesznie z łóżka i od razu przekonuję się, że był to zły pomysł. Wszystkie mięśnie których potrafię wymienić nazwy, koszmarnie mnie bolą. Zaczynam kaszleć, a na dodatek strasznie boli mnie głowa. Znowu kładę się na łóżku, zupełnie zapominając o trwających lekcjach. Zaczyna wirować mi w głowię, więc w myślach układam najprostsze zdania, starając się zwrócić całą uwagę na nie. "Jestem Allyson Dawson. Mam 17 lat. Znajduję się w Cimmeri. W nocy był u mnie Austin. Wszystko mnie boli. Musze zapisać się do nocnej szkoły." Przerywam, zastanawiając się nad sensem ostatniego zdania. Muszę jak najszybciej znaleźć Isabelle. Nie zważając na zakwasy, wstaje pospiesznie z łóżka, po czym nakładam na siebie szlafrok i wychodzę z pokoju. Idę prosto, czasem pokaszlując. Jestem już blisko gabinetu dyrektorki, kiedy, ni z tąd, nie z owąd, pojawia się Jo.
- O...Ally- mówi zmartwionym głosem, zupełnie niepodobnym do jej wiecznie radosnej osoby.
- Coś się stało?- pytam za szybko i za gwałtownie, ponieważ nawet Jo, lekko się ode mnie odsuwa.
- Chodzi o to, że...- zacina się, a ja mam ochotę nią potrząsnąć, tak mocno i długo, aż w końcu wyrzuci z siebie te słowa. Kiedy już mam zamiar to zrobić, Jo z trudem kończy zdanie.- ... porwali Austina.
  Przez chwilę wszystko staje w miejscu. Ziemia nie kręci się już w około słońca, krew nie tętni mi w żyłach, oddech dusi mnie w gardle, a wiecznie ruszające się cząsteczki, w każdym przedmiocie, zamierają. Przez chwilę, zapominam słów, których uczyłam się od dziecka, Przez chwilę wszystko staje się czarne.
                                                  ***
Nie mam pojęcia co mam napisać... Wiem, że jestem beznadziejna i okropna. Ale przyczynił się do tego także mój złom, na którym dano mi pracować. Mój komputer jest kompletnie zawirusowany i nie mogę praktycznie nic na nim robić. Ledwo skończyłam ten rozdział, ponieważ od 2 miesięcy mam ochotę rozbić mój komputer o ścianę. Mam nadzieję, że w końcu przyjmą go do a prawy i w tedy nadrobię te wszystkie rozdziały. Przepraszam was, że nie odpisuje na komentarze, ale najzwyczajniej w świecie nie mogłam ich dodać, przez ten wirus na komputerze. Jak tylko coś się naprawi dam znać, a teraz módlcie się, aby dodawanie rozdziału się powiodło... Chociaż jak się powiedzie to i tak przeczytacie to później...no nie ważne. Pamiętajcie, ze nie zapominam o blogu... lecę, paa
                                                                            Całuję..Weronika Love




środa, 6 maja 2015

rozdział 26- Czasami strach może być największą motywacją.

*Ally*
   Stałam nieruchomo w ciemnościach. Za pięć minut miała wybić północ. Chciałam uciec, chciałam zapaść się pod ziemię. Dlaczego w ogóle tu przyszłam. Po co? Pierwszy raz bałam się o swoje życie. Nie tylko o swoje.
  Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam iść dalej. Postawiłam może z 3 kroki, kiedy znieruchomiałam słysząc cichy szelest. Trach! Słyszę połamaną gałąź. W jednej chwili przestałam myśleć. Obróciłam się niespokojnie poszukując potencjalnej kryjówki. Drzewo. Duży i rozłożysty dąb, który znajdował się dwa metry ode mnie. Umiem dość szybko wchodzić po drzewach. Christopher zabierał mnie kiedyś do lasu. Wymykaliśmy się z domu a on uczył mnie zwinnego poruszania się po konarach drzew. Oglądam ogromny dąb. Chyba dam radę się po nim wspiąć. Szybko chwytam za pierwszą gałąź i od razu przekonuje się, że moje umiejętności całkowicie zniknęły. Trach! Słyszę odgłos nadepniętej gałęzi, jednak tym razem o wiele bliżej niż wcześniej. W przypływie strachu chwytam się grubszej gałęzi i podciągam tak mocno na ile starcza mi siły. Powtarzam to kilka razy, kiedy uświadamiam sobie, że znajduję się przynajmniej 8 metrów nad ziemią.
- Tu jest bezpiecznie. Tutaj nikt cię nie dosięgnie.- powtarzam szeptem. Przytulam się do pnia drzewa. Podwijam nogi pod brodę i ze wszystkich sił staram się być niewidoczną. Jestem ubrana na czarno. Cieszę się, że wybrałam właśnie te ubrania. Spoglądam na swoje ciemno brązowe loki i przypominam sobie dzień, w którym chciałam pomalować je na blond. W ciemnościach byłby na pewno bardziej widoczne i właśnie dlatego cieszę się, że rodzice zabronili mi ich farbować. Mocniej obejmuję pień drzewa, który swoją korą zaczął podrażniać moją skórę. "Jeden oddech, dwa, trzy..." przestaję liczyć, kiedy do moich uszu dociera ledwo słyszalny szept.
- Ally?- słyszę i zamieram. Wstrzymuję oddech, bo boję się, że nawet on może zdradzić moją kryjówkę.
- Ally jesteś tu?- staram się jak najciszej spojrzeć w dół. Christopher. Widzę go wyraźnie, mimo ogarniających nas ciemności. Przyszłam tu aby się z nim spotkać, tak jak napisał w liście, jednak teraz nie jestem w stanie stanąć z nim twarzą w twarz. Boję się go. Jedyną rzeczą jaka mogłaby zmusić mnie do zejścia z drzewa to ciekawość, tego co chciał mi powiedzieć. Przez chwilę nic się nie dzieje. Nie słyszę już ani kroków ani łamanych gałęzi. Przeszywa mnie panika, że być może Christopher dostrzegł mnie na drzewie. Jest jednak cicho a ja czuję się jakbym miała wybuchnąć. Zamykam oczy i trzęsę się od zimna. Liczę oddechy, co jakiś czas wstrzymuje kilka. Czekam.
- Nie ma jej tu- odzywa się Christopher.- Mówiłem, że nie jest taka głupia. Zresztą po co miałaby spotykać się z kimś, kto ją zostawił.
- Cholera!- słyszę czyjś krzyk. Spoglądam w dół i widzę sylwetkę drugiego chłopaka. Staram się mu przyglądnąć, jednak ciemność wystarczająco mi to utrudnia. Przyciskam się mocnej do drzewa, gdy, chłopak znajduje się tuż pode mną. Uciszam się sama w myślach. Ciarki przechodzą mi po ciele, gdy słyszę głos nieznajomego.
- Mogłeś ją jakoś przekonać!- krzyczy, spodziewam się, że na Christophera.
- Jak!? Jest mądra. Nie dałaby się tak łatwo zwabić. Ona mnie już nie zna, nie ufa mi.- Gwałtownie przełykam ślinę, słysząc te słowa. Zaufałam mu. Zaufałam mu, że minie nie wykorzysta. A on zwabił mnie w pułapkę. Gdyby nie ten obcy chłopak już dawno rozszarpałabym go na strzępy. W jednej chwili myślę, że tak na prawdę, gdyby mnie teraz zobaczyli, nie miałabym żadnych szans. Nie umiem się bronić. Potrafię szybko biegać, ale obydwoje mają nade mną przewagę. Mogę chodzić po drzewach, ale co by to dało? Christopher sam mnie tego nauczył. Muszę nauczyć się walczyć. Muszę zacząć się bronić i nie chować się na drzewach. Przypominam sobie propozycję, o ile mogę ją tak nazwać, Isabelle. Nocna szkoła. Treningi. To jedyna szansa. Dlaczego nie zgodziłam się od razu? Nie musiałabym teraz siedzieć na drzewie przekuta na wylot strachem.
  Ostrożnie spoglądam w dół. Christopher i nieznajomy kręcą się w kółko. Mam teraz szansę przyjrzeć się chłopakowi. Widzę, że ma on dość ciemne włosy. Jest smukły i chyba dość wysportowany. Wygląda na wysokiego. Przechylam się  nieco mocniej i o mało co nie spadał na dół. Podtrzymuję się gałęzi i modlę się w duchu, aby nikt tego nie usłyszał. Widzę, że Christopher podnosi głowę. Usłyszał mnie. Na pewno mnie usłyszał. Przez chwilę przestaję oddychać. Nic nie słyszę. Nic się nie dzieje. Nikt mnie nie zauważył. Ostrożnie spoglądam w dół i widzę, jak Christopher patrzy prosto na mnie. Zamieram. Na pewno mnie widzi, mimo ciemności, zauważył mnie bez problemu. Przez chwilę nasze spojrzenia się krzyżują. Zaraz zawoła swojego kolegę i przyjdą tu po mnie. Na pewno zaraz ściągnął mnie na ziemię. Christopher jednak puszcza do mnie oko i szybko opuszcza głowę.
- Nie ma jej tu. Mówiłem, że nie da się nabrać. Idziemy- mówi do bruneta. Wyprzedza go i znika w gęstym, ciemnym lesie. Widzę, jak nieznajomy mi chłopak idzie za moim bratem. Słyszę jak pod ich nogami łamią się gałęzie. Po chwili wszystko cichnie. Nic już nie słyszę i jestem prawie pewna, że chłopacy są już dość daleko. Odczekuję jeszcze kilka minut, po czym schodzę z drzewa. Ciągle zachowuje się cicho.  Gdy znajduję się mniej więcej na wysokości 2 metrów nad ziemią, moja noga osuwa się, przez co upadam na ziemię. Nie mogę się podnieść. Przez chwilę nie mogę złapać oddechu. Walczę ze sobą o zaczerpnięcie chodź odrobiny powietrza. Bolą mnie plecy, jednak uderzyłam dość mocno głową, przez co teraz okropnie mnie boli. W końcu łapię oddech. Powoli zaczynam normalnie oddychać. Staram się wstać, jednak ból skutecznie mi to uniemożliwia. Zamykam na chwilę oczy. Staram się oddychać głęboko, mimo tego, że sprawia mi to ból. Jeden oddech, dwa, trzy... Trach! Słyszę odgłos łamanej gałęzi. Otwieram gwałtownie oczy Trach! Słyszę dźwięk znowu. Staram się podnieć. Udaje mi się usiąść. Nie ma mowy, abym weszła teraz na drzewo, to wykluczone. Nie wiem, czy dam radę nawet wstać. Odwracam głowę w stronę dźwięku. Jest zdecydowanie za późno, abym miała teraz się schować. Między drzewami widzę ciemną sylwetkę. Nawet jeśli spróbowałabym uciec, ten ktoś z łatwością by mnie dogonił. Czarna postać zaczęła coraz bardziej się przybliżać. Staram się wstać, jednak ciągle mi to nie wychodzi. Ktoś jest jakieś 4 metry przede mną. Wstrzymuje oddech.
- Ally?- słyszę. Otwieram szerzej oczy.
- Sylvain?- mówię. Dziwię się słysząc swój głos. Brzmi bardziej piskliwie niż zwykle. Po chwili uświadamiam sobie, że głowa boli mnie jeszcze mocniej.
- Na litość boską, Ally, co ty tu robisz? Jest już sporo po pierwszej w nocy- chłopak brzmi jakby był zaniepokojony i zdeterminowany jednocześnie.
- Sylvain boli mnie strasznie głowa. Spadłam z drzewa. Możemy porozmawiać później o tym w jaki sposób się tu znalazłam? - Mamroczę, podtrzymując głowę ręką. Myślę, że właśnie zaczęła pulsować.
- Dobrze, ale nie myśl, że o tym zapomnę- mówi, uśmiechając się lekko.- A teraz chodź, pomogę ci wstać.- Chłopak kuca obok mnie i podnosi z ziemi. Musi robić to bardzo delikatnie, ponieważ w ogóle nie poczułam bólu.
- Dasz radę lekko podskoczyć?- pyta, a ja nie mam pojęcia po co mu ta informacja.
- Może, ale po co?
- Spróbuj- prosi, jednocześnie delikatnie schylając się. Po chwili rozumiem o co mu chodzi. Sylvain chce abym skoczyła mu na barki. Chyba się rumienię.
- Sylvain, nie wiem czy to jest dobry pomysł. Jestem chyba ciężka i raczej dam radę chodzić sama.
- Ally, proszę cię, na pewno nie jesteś ciężka, a ja na pewno nie chciałbym abyś teraz chodziła. Jesteś blada i wyglądasz jakbyś miała zaraz upaść- mówi, a ja ledwo rozumiem go przez jego francuski akcent.
- Niech będzie- odpowiadam. Podskakuję i już po chwili znajduję się na barkach Sylvaina. Opieram bolącą głowę na jego ramieniu, a rytm jego szybkich kroków kołysze mnie do snu.
                                                                                      ***
Bam,bam, bam! Napisałam, napisałam !! Cieszę się, że, chyba, wracam do formy pisania. Jak wy to oceniacie? Miałam ostatnio w życiu bardzo zawalony grafik i kompletnie nie miałam czasu na pisanie. Ale w ten weekend napisałam ...początek takiej krótkiej opowieści i bardzo chciałabym wam ją pokazać, jednak nie wiem czy wy chcecie. Jeśli tak, to napiszcie w komentarzu a ja bardzo się ucieszę jeśli będę mogła ją wam pokazać. Odnośnie rozdziału...czy może być? Cały czas chce coś poprawiać i myślę, że muszę się jeszcze sporo nauczyć o pisaniu, ale...czy ten rozdział chodź odrobinę  spełnia wasze oczekiwania?
A tak od siebie dopowiem jeszcze, że ostatnio dużo czytam i niedługo skończę czytać obecną książkę, czyli "Igrzyska śmierci" (tak dokładnie trylogię) i czy macie jakieś ciekawe książki do polecenia? Bo chętnie bym przeczytała coś jeszcze. No to sooo...ja ide spać i wam też życzę dobranoc :) Mam nadzieję, że ciągle tu jesteście. Papapappa Koooocha, was
                                                                                                          Całuję :*
                                                                             Weronika Love


wtorek, 28 kwietnia 2015

Powrót?

Minęło dość sporo czasu od kiedy byłam tu ostatnio, prawda? Mam wrażenie, że wraz ze mną opuściła tego bloga znaczna część osób. Wrócę, jednak nie jestem pewna czy nadal mnie tu chcecie. Czy chcecie czytać to wszystko co wymyśli mój już zmęczony i troszkę dziki rozum? Napiszcie czy chcecie abym dalej prowadziła tego bloga. Jeśli tak, zostanę. Boję się jednak, że już tu nie zaglądacie i nikt by tego nie czytał.
Całuję.
Weronika Love

piątek, 27 lutego 2015

rozdział 25- Uśmiech by­wa ak­tem męstwa, smu­tek to słabość i pos­ta­wa zbyt wy­god­na. Być ra­dos­nym i dob­rym, kiedy świat jest smut­ny i zły, to do­piero odwaga.

*Ally*
  To naprawdę niesamowite jak niektóre osoby, wręcz czytają nam w myślach. Wystarczy tylko poznać człowieka, a pod wpływem tego, z łatwością możemy nauczyć się odwzorowywania jego uczuć z oczu. Tak, właśnie z oczu. Myślę, że oczy są najbardziej czułym aspektem naszego ciała, a zarazem okropnie zdradliwym. Pominę niekryte fantazję na temat tego, że oczy są odzwierciedleniem duszy. Przecież nie mam ciemnej duszy, prawda?
   Wpatrywałam się w Austina, niczym ofiara czekająca na ostateczność. Wraz z wypowiedzeniem przez niego słów, które chyba miały podnieść mnie na duchu, odechciało mi się płakać. On tu był. Nie wyszedł, ale został. Może sam fakt, że mnie nie zostawił, sprawił, że mogłabym porównać go do bohatera. Mojego bohatera. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, czy na to zasłużyłam. Ludzie na świecie są samotni, a ja mam przy sobie kogoś tak dobrego.
- Ally?- znowu te pytanie, przywołujące mnie do szarej rzeczywistości. Ah, Austin, gdybyś wiedział jak dobrze było mi w myślach, na pewno byś mnie nie przywołał z powrotem do życia. Nie zamierzałam nic mówić. Poczułam jak twardnieje mi gardło, a język zastyga w ustach. Zamknęłam na chwilę oczy. Niestety te kilka sekund wystarczyło, bym znowu poczuła te nieprzyjemne uczucie bólu, a co gorsze płaczu. Zacisnęłam mocniej powieki, nie dając przedostać się przez nie łzom. Nagle poczułam ciepło czyiś ramion na moim ciele i dotyk innego ciała, opierającego się na mnie. Może to przez te dziwne, szczypiące uczucie w brzuchu, a może przez to, że miałam zamknięte oczy, ta chwila tak bardzo różniła się od innych. Chciałam zastygnąć i chłonąć ten moment godzinami.
- Allyson- jego usta zmiękły w uśmiechu, który łamie mi kręgosłup. Powtarza moje imię, jakby jego brzmienie go bawiło. Dostarczało mu rozrywki. Sprawiało mu przyjemność. Przez 17 lat nikt nie wymawiał mojego imienia w ten sposób. Pozwoliłam sobie na otworzenie oczu, przerywając tok myśli w mojej głowie. Chociaż raz chciałam przeżyć chwilę na prawdę, nie myśląc nad nią.
Mimowolnie, cicha łza spłynęła po moim policzku, następnie kapiąc na rękaw Austina. Nie wiem dlaczego jego uśmiech jest zaraźliwy, ale gdy tylko kąciki jego ust uniosły się ku górze, natychmiast się uśmiechnęłam. Pozwoliłam sobie na chwilowe spojrzenie w oczy Austina, co okazało się niewyobrażalnym błędem z mojej strony. Wystarczyła chwila, sekunda, nie więcej, abym straciła grunt pod nogami. Jego oczy były piękną hipnozą.
- Ally- zaczął ostrożnie. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl o tym, że Austin nie słyszał moich myśli.- Mogłabyś mi powiedzieć co się stało?
- Nie- odparłam szybko i ostro. Zdecydowanie za ostro, z czego zdałam sobie później sprawę.
- Możesz mi zaufać.
  Wiedziałam, że Austin szuka moich oczu. Nie mogę pozwolić sobie na choćby jeszcze jedno spojrzenie.
- Wiem, że mogę. Przecież się przyjaźnimy- odparłam, jeszcze mocniej przeszywając podłogę wzrokiem.- Ale nie chce.
   Mimo iż nie widziałam wyrazu twarzy Austina,  wiedziałam jak wyglądał.
- Przepraszam cię Austin. Mógłbyś mnie zostawić samą?
 Znowu język zaczął mi się plątać. Mówię rzeczy, których tak naprawdę nie chcę. Chciałbym, aby Austin został, chciałbym aby mnie przytulił raz jeszcze i tak bardzo chciałbym zatrzymać go na zawsze. Najgorsze jest to, że nie mogę, nie mogę, nie mogę. Muszę trzymać się z odpowiedniej odległości, najtrudniejsze jest to, aby nie zbliżyć się za bardzo.
  Dotknęłam zgniecioną kulkę papieru, którą miałabym ochotę porwać. List od Christophera. Skrawek papieru, przypominający o trwającej rzeczywistości.
- Skąd znasz Christophera?- pomyślałam głośno, nie zdając sobie z tego sprawy. Zasłoniłam usta dłonią, modląc się, aby Austin tego nie usłyszał, nawet wiedząc, że to niemożliwe. Poczułam jak jego mięśnie się napinają. Teraz musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Christophera? Christophera Dawso..- przerwał wymawiając moje nazwisko. Nazwisko mojej rodziny, które nosił także mój brat. Dopiero teraz, Austin zauważył, że ja i Christopher mamy te same nazwisko. Dawson..tak bardzo chciałabym wymazać je teraz z pamięci Austina. Tak strasznie pragnę zmienić je na inne.
- Tak. Czy znasz Christophera Dawson?- oznajmiłam bezproblemowo, chociaż w środku łamałam się na pół.
- Ally, to twoja rodzina? Nie wiedziałem, naprawdę w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że on, mógłby być...
- Spokrewniony ze mną?- dokończyłam mechanicznie za chłopaka. Poczułam jak mięśnie Austina znowu się rozluźniają, jakby ktoś wlał w niego wiadro współczucia.
- Ally, chodziło mi o to, że jesteście zupełnie różni- powiedział to głosem tak przepełnionym czułości, że o mało nie wbiłam sobie paznokci w skórę.
- Austin, proszę, zostawmy temat mojej rodziny. Mógłbyś mi powiedzieć skąd znasz..- przerwałam, starając się skumulować ból narastający we mnie z prędkością światła.- Skąd znasz mojego brata?- dokończyłam z trudem.
- Cóż..- jęknął, skierowując oczy w bok, jakby uciekając od mojego spojrzenia. Jakby bał się, że moje oczy są trujące, chociaż on już dawno mnie swoimi zatruł.- Znam Christophera z Cimmeri. Nie wiem czy wiesz Ally, ale uczęszczał tutaj. Przez rok. Byłem w tedy jeszcze dość małym dzieckiem i przychodziłem tu odwiedzać rodziców. Pamiętasz? Opowiadałem ci, że kiedyś tu mieszkaliśmy.  Można powiedzieć, że ja i Christopher się przyjaźniliśmy. Jeśli tylko przyjaźnią można nazwać rozmowy dziecka i 16-latka. Miałem w tedy może 11 lat, kiedy Chripstopher dopuścił się jednej z największych zbrodni w Cimmeri...
- Przeszedł na stronę Nathaniela...- dokończyłam za Austina, kruchym szeptem.
- Tak, to prawda. Ally, proszę nie mów Isabelle, że ci to powiedziałem.
   Wszystko powoli zaczęło składać się w pasującą do reszty całość. Nathaniel z Christpcher'em, nasz przyjazd tutaj, Nocna Szkoła, opieka, którą mnie otoczono, kroki za oknami, ubrani mężczyźni w lesie i to, że Christopcher tak dobrze zna całą szkołę oraz nauczycieli. To straszne w jaki sposób się o wszystkim dowiedziałam. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam spędzić tutaj kolejne 3 lata swojego życia. A obok mnie mogą zostać tylko dwaj moi przyjaciele. Wiem jedno. Jednym z nich jest Austin.
                                                                               ***
Witaaaaaajcie. Otóż witam was przeciągle, zachrypnięto oraz chorowato. Wiem, że ten rozdział powstawał baaaaardzo długo, jednak powiem wam, że pisałam go chyba codziennie od jakiś 3 tygodni. Po prostu nie miałam żadnych pomysłów na niego, ponieważ miał być..taki wyjaśniający. Aby wam się wszystko nie poplątało. Jak pewnie zauważyliście ten rodział jest..inny? Opisowy? Z użyciem innego słownictwa? Odpowiem: tak. Już wyjaśniam. Zaczęłam czytać kolejną książkę, którą polecam wam z całego serca, "Dotyk Julii". Myślę, że to właśnie przez nią. Tak bardzo podobał mi się jej styl, że chyba trochę go łącze w własnym pisaniu, nawet podświadomie. Jeśli wam się nie podoba to napiszcie, a postaram się zmienić. Jeśli się podoba to..też napiszcie :))) A jeśli chodzi co u mnie..jestem chora. Przez ostatni tydzień nie wychodzę z wyra i nie zamierzam. To także trochę spowolniło mój "proces twórczy", gdyż mój mózg nie pracuje ... dosłownie. No cóż, piszcie co u was, a ja ide dalej się kurować i spać, aby wyzdrowieć i wyzbyć się grypy..ah, ona mnie zaraz zamęczy. No cóż, żegnam was zaspalllle i ociągle, ponieważ nie mam już chyba siły na pisanie, wybaczcie. Ppapa i pamiętajcie, że nie zapomniałam o blogi i was baaaardzo kocham , piszcie komentarze a z chęcią poczytam, paaa
                                                                                                                          Weronika Love

niedziela, 25 stycznia 2015

rozdział 24-Wkręceni w zgubną nić.

*narrator*  
Ona umrze. Umrze, bo ją kochasz- rozległ się cichy, przeraźliwy głos, odbijając się echem od ścian kaplicy. Ally poczuła atak paniki. Było ciemno. Widziała przed sobą postać, ukrywającą się za cieniem nocy. Ally zaczęła wmawiać sobie, że to tylko sen, i oddycha. Oddycha po to, by się upewnić, że jeszcze żyje, ponieważ to w cale nie wygląda na życie.
   Światło dzienne powoli zaczęło przedostawać się przez zasłony. Jasny promień zatrzymał się na śpiącej twarzy Ally. Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Gwałtownie spojrzała na zegarek, jakby bała się, że szkolny dzwonek nie zadzwonił, a ona zaspała. Chociaż było to mało prawdopodobne, ona wolała się upewnić. Była 5:30. Wcześnie. A przynajmniej zdecydowanie za wcześnie aby Ally miała wstać. Przypominając sobie, że pobudka jest dopiero za półtorej godziny, brunetka spokojnie zamknęła oczy. Głęboko wciągnęła powietrze nosem. Coś się tu nie zgadzało. Ten zapach w cale nie przypominał woni jej pokoju. Jeszcze raz wciągnęła powietrze do nozdrzy. Pokój pachniał drzewem sandałowym; wyczuła nawet zapach chłopięcych perfum. Lubiła ten zapach, jednak nie przypominała sobie, aby tak właśnie pachniał jej pokój. Otworzyła szeroko oczy i usiadła na łóżku. Rozejrzała się w okół.
- To pokój Austina- westchnęła, rozglądając się w około, przy okazji wyglądając chłopaka. Nie było go. Była tutaj sama. Przez chwilę pomyślała o tym, co by się stało, gdyby któryś z nauczycieli wszedł właśnie do pokoju. Dziewczyny nie miały prawa przebywać na skrzydle chłopców, a co dopiero w ich pokojach. Teraz jednak ją to nie obchodziło. Położyła się, przewracając się na bok. Obok łóżka dostrzegła swoje granatowe, kapciowate, szkole buty. Przypomniała sobie, jak przed wyjazdem przeszukiwała całą szafę, aby dobrać obuwie do każdego rodzaju ubrań, jakie ze sobą wzięła. Jej wysiłki okazały się zbędne. Szkoła narzuca uczniom noszenie mundurków szkolnych, oraz kapci z logiem Cimmeri.
   Był to jeden z licznych powodów, dla którego Ally chciała wracać. Jechała tu szczęśliwa, ponieważ mogła oderwać się od szarej rzeczywistości. Nie wiedziała jednak, że to się tak skomplikuje. Nie chciał tu zostawać. Chciała odzyskać swoje życie. Chciała do domu.
   -Zostań.
   Usłyszała cichy, nieśmiały głos, unoszący się w powietrzu, jeszcze przez długą chwilę. Poczuła jak nagle opuszcza ją cała energia, którą tak bardzo starała się zebrać, jeszcze przed chwilą. Pomyślała, że traci równowagę, jednak nawet się nie zachwiała. 
- Dlaczego?
   Sama zdziwiła się słysząc swój głos. Dźwięk był stabilny i nie drżał. 
- Tutaj jesteś bezpieczna. Nic ci się nie stanie. Zobaczysz, w końcu przekonasz się do Nathaniela. On tylko może ci pomóc. 
- W czym, mi pomoże?
   Odezwała się odważniej, czego sama nie była świadoma. 
- W walce. 
   Usłyszała. Na sam dźwięk tego słowa, przeszły ją ciarki. 
- Nie chce walczyć Christopher. Nie chce zamienić się w ciebie

- Ally?- Dziewczynę jak z transu wyrwał cichy szept, tuż nad jej uchem. Gwałtownie otworzyła oczy i jakby bojąc się, że szkolny dzwonek nie zadzwonił, a ona zaspała, usiadła na łóżku, rozglądając się po pokoju. Dopiero po dłuższej chwili spostrzegła chłopaka siedzącego obok, na krześle.
- Austin, co ty tu robisz?- Powiedziała łapiąc się za głowę, jakby była na poważnym kacu. W głowie miał mętlik i niepoukładane części układanki. "Co się tak właściwie wczoraj stało?" Dopiero po paru minutach Ally przypomniała sobie o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Opadła na łóżko, jakby ktoś odebrał jej wszystkie siły na wspomnienie decyzji, którą musi podjąć. Klepnęła się po głowie, próbując sprawić, aby to wszystko było tylko snem. Strasznym koszmarem, z którego zaraz się obudzi. Nic takiego się jednak nie stało. Brunetka dalej leżała na łóżku i nic tutaj nie przypominało snu. Otworzyła więc szeroko oczy i siadając na materacu przyglądnęła się chłopakowi. Wyglądał nieco inaczej niż wczoraj. Miał zmierzwione i lekko wilgotne włosy, oraz delikatne, subtelne krople potu na czole. Mimo iż za oknem pogoda nie wydawała się zbyt przyjazna, wszystko wskazywało na to, że chłopak był na podwórku. Miał na sobie luźne dresy i biały podkoszulek, uwidaczniający jego mięśnie ramion. Bluzka była także na tyle obcisła, aby Ally zdołała dostrzec zarys torsu chłopaka. Otworzyła usta, przypominając sobie, że gdy wcześniej się obudziła, nie zastała nikogo w pokoju.
- Austin? Gdzie byłeś?- spytała szybko, jakby bojąc się odpowiedzi. Nie lękała się jednak tego. Wówczas panikę w Allyson powodowała myśl o tym, że będzie musiała opowiedzieć chłopakowi wszystko czego się wczoraj dowiedziała. Może nie zupełnie całą rozmowę, ale na pewno nie ucieknie od tematu pozostania w Cimmeri. A co gorsze, musiała zdecydować z kim ma zostać. Na początku myślała, że wynik jest już przesądzony. Wybrałaby Grece i Ashley, jednak teraz... decyzja wcale nie okazywała się taka prosta. Niezależnie od tego, kogo by wybrała i tak, ktoś zostanie skrzywdzony. Zraniony przez nią.
- Wyszedłem pobiegać. Ally, nie wiem czy to dobry pomysł, abyś siedziała w moim pokoju- zaczął niepewnie chłopak, z miną sugerującą raczej zmieszanie niż chęć wyrzucenia dziewczyny.- Nie wyganiam cię, skądże. Myślę, jednak, że wolałbym ci oszczędzić kłopotów związanych ze złamaniem statusu szkoły.
- Tak, jasne. Ja też wolałabym tego uniknąć- wymruczał dziewczyna, wpatrując się w miętoszoną przez siebie kołdrę.
- Może cię odprowadzę? Jest dopiero 6 rano, nikt nie powinien nas zauważyć- mówiąc to chłopak przekrzywił głowę, usiłując spojrzeć w oczy Ally. Było to jednak nieosiągalne.
- Nie musisz mnie odprowadzać. Sama trafię. Jak ktoś mnie zatrzyma, wyjaśnię, że poszłam do kuchni się napić- odparła Allyson dalej patrząc w dół. Po chwili wstała gwałtownie z łóżka i nic nie mówiąc wyszła z pokoju. "Gdyby można była tak po prostu uciec od decyzji"- przeszło jej przez myśl, gdy domykała za sobą drzwi. Nagle poczuła przypływ energii. Pobiegła przez korytarz, tak szybko, jak chciałaby odbiec od problemów. Już po paru chwilach, Ally zdyszana stała przed swoim pokojem. Delikatnie podpierając się o drzwi, przekręciła kluczyk w zamku. Weszła do środka. Gdy tylko przekroczyła jakąś niewidzialną linię, dzielącą jej pokój od korytarza, uderzyła w nią fala zimna. "Nie zamknęłam okna?"- pomyślała brunetka widząc przed sobą zasłony porozdzielane na dwie różne strony i szybę okienną, którą delikatnie poruszał wiatr. "Musiałaś to zrobić, nie jesteś aż tak głupia"- pocieszyła się przez chwilę w myślach, klękając na biurku i zamykając okno, a następnie poprawiając zasłony. Mimo tego, że zamknęła już okno, w pokoju dalej dominował chłód. Widząc, że jej bluza, leży na krześle, podeszła i chcąc ją podnieść, zobaczyła coś, czego na pewno nie było tutaj wcześniej. Kartka. Papier zapisany własnoręcznym pismem, który Ally doskonale znała. Pamiętała go z dzieciństwa, kiedy Christopher odrabiał z nią prace domową, bądź pisał listy. Przez jej ciało przeszły ciarki, gdy przypominała sobie młodego Christophera. W niczym nie przypominał, tego, którego widziała tutaj wczoraj. Ally powoli sięgnęła po kartkę. Usiadła na łóżku, powoli zapamiętując każde słowo, napisane przez jej brata.
   Ally,
Naprawdę, rozumiem cię, że mnie nienawidzisz. Nawet ci się nie dziwie. Jednak smutne jest to, że nie chcesz ze mną normalnie porozmawiać. Mam nadzieję, że nikt nie dowiedział się o naszym spotkaniu i proszę cię, aby tak pozostało. Nie powiedziałem ci wszystkiego, a naprawdę bym chciał. Nie dajesz mi szansy, siostrzyczko. Dlatego, mam prośbę. Proszę nie rwij tego listu, tylko doczytaj do końca. Spotkajmy się jutro o północy w ogrodzie za kapicą. Wiesz gdzie to, prawda? Jeśli nie, to zapytaj swojego przyjaciela Austina. Chyba się przyjaźnicie? Nie pytaj skąd go znam. To nie ma najmniejszego znaczenia. Proszę aby o tym spotkaniu nie wiedział nikt poza nami. Ja także mogę ci to obiecać, ponieważ odwiedzam cię, bez wiedzy Nathaniela. Nie mam zamiaru cię krzywdzić, chociaż w tym mi uwierz. Jeszcze jedno. Nie mów o niczym Isabelle. Ani o spotkaniu, ani o tym, że się z tobą kontaktuje. 
                                                Christopher
   "Co on sobie kuźwa myśli!"- Ally krzyknęła w myślach. Nie miała jednak czasu na inne przemyślenia, gdyż ktoś zapukał w okno. W pierwszej chwili myślała, że to Christopher, więc podbiegając do szyby, praktycznie zerwała zasłony. Jednak, zamiast brązowych, krótko ściętych włosów, ujrzała blond fryzurę i wielkie, ciemne oczy, nieukrywające zdziwienia. 
- Wyluzuj, to tylko ja- szyba tłumiła głos na tyle, by Ally mogła ledwo zrozumieć słowa wypowiedziane przez chłopaka. 
- Tak, ok.- "To tylko Austin, Ally. Wyluzuj". 
- Wpuścisz mnie?- zapytał nieco zmieszany chłopak. "Idiotko! Zostawiasz na noc otwarte okno, a gdy przydałoby się je otworzysz to nawet się nie ruszysz."- skarciła siebie w myślach Ally, po czym wpuściła chłopaka do środka. Allyson nie wiedząc, zupełnie po co Austin tu przyszedł, usiadła na łóżku, nie mając najmniejszego pojęcia, jak powinna rozpocząć rozmowę. 
- Zostawiłaś coś- powiedział szybko chłopak, spoglądając na brunetkę, jednocześnie wyjmując zza pleców parę granatowych, szkolnych kapci. Ally, ukradkiem spoglądając na swoje bose stopy, nieświadomie oblała się rumieńcem. Przez ten cały czas, nawet nie zauważyła, że nie ma na sobie butów. 
*Ally*
 Znowu krzyczałam w myślach. Znowu miałam ochotę w coś walnąć. Nie chodziło już, nawet o te buty. Najpierw Christpher, Isabelle, Lucinda, Nathanie...i Austin. Tego było już za dużo.
   Nieświadomie usiadłam na łóżku, załamując się pod ciężarem problemów. Nawet zapomniałam już, że Austin jest u mnie w pokoju. Nic nie mówił, pewnie tylko na mnie patrzył. Zdaje mi się, że ostatnio dość często to robił. Patrzył. Mógł godzinami siedzieć i nie mówiąc ani słowa, wpatrywać się we mnie jak w tajemniczy obraz. Jego spojrzenie nie było zwyczajne. Nie patrzył się ani, jak człowiek zakochany, ani tak jak człowiek wypełniony nienawiścią. Jego wzrok nie był także pusty. Gdy jego spojrzenie wędrowało na mnie, starał się jakby szukać moich oczu. Gdy je odnajdował, marszczył brwi i wyglądało to tak, jakby czegoś szukał. A najgorsze było w tym to, że widocznie nie umie tego znaleźć. 
- Ally?- usłyszałam i jakby wyrwana z transu, który pochłoną mnie całkowicie, ocknęłam się z dźwiękiem mojego imienia. Odsłoniłam twarz, którą jak się okazało, zasłoniłam całkowicie dłońmi. - Ally?- Dlaczego on wymawia moje imię? Dlaczego on tu jest?- Wszystko w porządku?
   Czasem  zdaje mi się, że jest mnie dwie. Teraz też tak myślę. Jedna z nas dwóch chciałaby wykrzyczeć to wszystko, opowiedzieć o problemach i oskarżyć go o to, że ich nie zauważył. A przecież się przyjaźnimy, prawda? Druga zaś każe mi się uspokoić. Trzymać emocję z dala, na dystans, zanim owładnął moim ciałem. Teraz chyba słucham tej drugiej.
- Wszystko w porządku Austin- uśmiecham się i przez chwilę, myślę, czy nie wygląda to zbyt sztucznie. Gdyby Austin teraz zapytał by się co u mnie, pewnie wybuchnęłabym płaczem. On jednak idzie w stronę drzwi i tym razem już na mnie nie patrzy. Czyżby coś zauważył? A może wychodzi i wraca do siebie? Tak bardzo modliłam się, aby teraz nie wyszedł. Gdy to zrobi, bez wątpliwości poddam się panice. Przy nim się trzymam. On jednak nie wychodzi, odstawia moje kapcie na półkę przy drzwiach, tam gdzie ich miejsce, i wraca. Siada koło mnie i biorąc moją rękę w swoją, szepcze. Mówi coś, co teraz wydaje się być w jego ustach najdziwniejszą rzeczą w świecie. 
- Możesz płakać Ally. Nie musisz być ciągle silna. 
                                    ***
Dzisiaj już krótko. Cały czas mam problem z czcionkami, więc pomińmy fakt, że ten rozdział jest w 4 różnych czcionkach..kurde, nawet teraz mi się zmieniała. No nie ważne. Wiem, że znowu  dodaje rozdział z opóźnieniem, ale mam uspawiedliwienie. Otóż, nie mogłam wchodzić, gdyż codziennie nie miałam komputera.. Nie powiem czemu bo aż wstyd. Eh, no ok..szkoła. Zawalone półrocze i nie miałam dostępu na komputer, do puki nie poprawię ocen.Ale już mam ferie. Jutro piszę nowy rozdział i dodam w tym tygodniu. Ide spać, bo mimo wczesnej pory, praktycznie padam...dzisiaj praktycznie zmuszałam się do pisania.. więc na sprawdzenie nie miałam czasu, wybaczcie za błędy. Ah! No i pytanie. Jak juz zauważyliście, napisałam ten rozdział z perspektywy Ally i narrator, która jest lepsza? Mam zamiar zdecydować się na jedną, ale to do was nalezy wybór. Z góry dziękuję za komentarze i już ide.. papapa
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli, ale teraz to jednak nie miałam dojścia. 
                                          Całuje 
                                                     Weronika Love