niedziela, 21 czerwca 2015

rozdział 27- Czy to jest przyjaźń, czy już kochanie?


*Ally*
 Siedzę pod ciepłym kocem, a i tak jest mi zimno. Jest dopiero 4 nad ranem, ale z powodu dreszczy nie mogłam dłużej spać. Co jakiś czas zaczynam kaszleć. Mam zatkany nos, a przez oddychanie buzią jest mi sucho w gardle. Chciałabym pójść do kuchni po coś ciepłego do picia, ale przez wchodzenie po drzewie, mam okropne zakwasy. Zresztą i tak jest mi za zimno, a bym miała ruszyć się spod koca. Zdaję sobie sprawę z tego, że w obecnej sytuacji nie mogę pozwolić sobie na chorobę. Muszę jak najszybciej zwrócić się do Isabelle, z prośbą o przyjęcie mnie do Nocnej Szkoły. Nagle dopadł mnie atak kaszlu. Słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się zdezorientowana, patrząc na zegarek. Jest 4:09, kto normalny przychodzi do kogoś o takiej porze?
- Proszę- mówię trochę zachrypniętym głosem. W pokoju jest na tyle ciemno, że nie widzę kto właśnie wszedł do pokoju. Po chwili jednak osoba zapala światło, a ja zamykam oczy, nie mogąc dostosować się do jasnych promieni żarówki.
- Ał wyłącz to, proszę- mówię zasłaniając oczy ręką.
- Przepraszam- słyszę zawstydzony głos Austina. Odsłaniam oczy i widzę, że chłopak zapala teraz lampkę stojącą na biurku. Jej światło jest słabe, na tyle, że nie razi mi oczu, ale zarazem skutecznie oświetla pomieszczenie. Zapraszam chłopaka gestem ręki, aby usiadł na łóżku.
- Co ty tu robisz?- pytam, kiedy Austin już usiadł. Widzę zdenerwowanie w jego oczach. Widzę, że ma napięte mięśnie i niespokojnie porusza palcami.
- Chciałem porozmawiać.
- Dlaczego teraz? Skąd wiedziałeś, że nie śpię?
- Słyszałem jak kaszlesz- odpowiada szybko.
- Słyszałeś mnie z piętra niżej?- pytam z niedowierzaniem. Naprawdę wątpię, abym kaszlała na tyle głośno.
- Cóż...kaszlałaś bardzo głośno.
- Austiiiin- mówię przeciągle, wiedząc, że kłamie.
- No dobrze, dobrze. Usłyszałem cię, bo przypadkiem byłem pod twoimi drzwiami.- Mówi, a ja otwieram szeroko oczy.
- Co robiłeś pod moimi drzwiami?- pytam starając się aby w moim głosie nie było słychać strachu.
- Przeeechodziłem- powiedział chłopak, a mi zdawało się, że stara się przeciągnąć każdą sylabę i zyskać na czasie.
- Nie okłamuj mnie- powiedziałam krótko, zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to bardzo ostro. Blondyn popatrzył na mnie, jakby szukając ucieczki. Przez chwilę zastanowiłam się, czy zaraz nie wyjdzie. Ostatecznie tylko westchnął i spuścił wzrok.
- Myślałem...- zaczął, a ja zastanawiam się czy w ogóle dokończy to co chce powiedzieć.- Myślałem...- drugie podejście, to już naprawdę zaczyna mnie irytować.- Myślałem- błagam, nie zatnij się znowu- że jesteś z Sylvainem. Widziałem was jakoś po drugiej przed szkołą, jak cię niósł. Nie chciałem się wtrącać, ale nie mogłem wytrzymać i w końcu musiałem do ciebie przyjść.- Coś w jego słowach wzbudziło we mnie złość.
- Austin, po pierwsze, to nawet jeśli byłby tu Sylvain, dlaczego chcesz się w to mieszać? A po drugie, cholera, dlaczego byłeś na podwórku!?- zwróciłam się do niego, nieco za głośno.
- Ciszej- powiedział chłopak, jednocześnie zasłaniając mi usta ręką.- Chyba nie chcesz, aby zaraz się tu zlecieli nauczyciele?- Machinalnym ruchem, zabrałam mu dłoń z moich ust.
- Nie chce- powiedziałam z wyrzutem. Gdyby nas nakryli, pociągnęło by to za sobą wiele konsekwencji.- Ale oczekuję odpowiedzi. Chłopak westchnął, jakby był już tym zmęczony.
- Ally, na prawdę niczego nie zauważyłaś?- zaczął mówić znowu, w pewnym sensie z wyrzutem i sutkiem w głosie.- Martwię się o ciebie i nie wiem czy zniósłbym, gdybyś była z Sylvainem. Zobaczyłem, jak cię niesie, myślałem, że... coś was łączy- w tym momencie wybucham atakiem kaszlu. Chłopak spojrzał na mnie przerażony- Ally, dobrze się czujesz?- odparł, a ja nie mogę mu odpowiedzieć przez kaszel.  Szybkim gestem przykłada mi rękę do czoła.- Chyba masz gorączkę. Poczekaj tu na mnie chwilę, dobrze? Nie odchodź- wstaje szybko i wręcz wypada z pokoju.
    Nie minęło nawet 5 minut, gdy ponownie słyszę pukanie do drzwi. "Śmieszne"- myślę, ponieważ byłam pewna, że Austin wpadnie tu z hukiem, nie myśląc o pukaniu. Drzwi otwierają się szybko, a po chwili staje w nich Austin, trzymając w jednej ręce termometr, a w drugiej kubek herbaty. Bez słowa podchodzi do mnie i podaje obie te rzeczy. Posłusznie wkładam termometr po bluzkę i biorą łyk herbaty.
- Fuj, niedobra- mówię, krzywiąc się, gdy piję zdecydowanie przesłodzony napój.
- Posłodziłem 2 łyżeczki...- chłopak mówi głosem tak zmartwionym, że ciężko jest mi się nie roześmiać.
- Nie słodzę- uśmiecham się delikatnie.- Myślę, że cukier zabija smak herbaty- oznajmiam, odkładając kubek na stolik nocny.
- Jeśli chcesz, mogę przynieść ci drugą- mówi blondyn, podnosząc się z miejsca. Ja jednak przytrzymuję go i wskazuję aby usiadł.
- Nie trzeba- oznajmiam. Nie wiem dlaczego, ale cała ta sytuacja wydaje mi się nieco śmieszna. Zachowanie Austina wydaje mi się nienaturalne, jakby się czegoś cały czas obawiał.
  Chwilę ciszy przerywa pisk termometra. Delikatnie wyjmuję termometr, wyprzedzając przy tym Austina, który prawie zerwał się z miejsca.
- I..co?- pyta powoli, jakby obawiał się odpowiedzi. Patrzę na drobny wyświetlacz, na którym widnieją trzy liczby.
- 38.3- mówię i przy okazji obserwuję zdenerwowanie na twarzy Austina.
- To nie dobrze, może ci coś przynieść?- irytuje mnie już to, jak bardzo nade mną skacze. Naprawdę, nie jestem niepełnosprawna.
- Nie, Austin. Proszę, idź już, poradzę sobie.- mówię, zsuwając się do pozycji leżącej. Zamykam oczy i układam głowę na miękkiej poduszce. Ostatnie co słyszę, to ciche szczęknięcie zamykanych się drzwi.
    Otwieram delikatnie oczy i machinalnie zerkam za okno. Jest zdecydowanie jaśniej niż wtedy, kiedy zasypiałam. Wyciągam obolałą rękę i chwytam w nią zegarek. "10:26"- Mówię w myślach i odstawiam budzik na miejsce. Liczę ile godzin przespałam i dopiero po chwili orientuję się, że jest środa, a od 3 godzin trwają lekcje. Szkolny dzwonek mnie nie obudził. Wstaje pospiesznie z łóżka i od razu przekonuję się, że był to zły pomysł. Wszystkie mięśnie których potrafię wymienić nazwy, koszmarnie mnie bolą. Zaczynam kaszleć, a na dodatek strasznie boli mnie głowa. Znowu kładę się na łóżku, zupełnie zapominając o trwających lekcjach. Zaczyna wirować mi w głowię, więc w myślach układam najprostsze zdania, starając się zwrócić całą uwagę na nie. "Jestem Allyson Dawson. Mam 17 lat. Znajduję się w Cimmeri. W nocy był u mnie Austin. Wszystko mnie boli. Musze zapisać się do nocnej szkoły." Przerywam, zastanawiając się nad sensem ostatniego zdania. Muszę jak najszybciej znaleźć Isabelle. Nie zważając na zakwasy, wstaje pospiesznie z łóżka, po czym nakładam na siebie szlafrok i wychodzę z pokoju. Idę prosto, czasem pokaszlując. Jestem już blisko gabinetu dyrektorki, kiedy, ni z tąd, nie z owąd, pojawia się Jo.
- O...Ally- mówi zmartwionym głosem, zupełnie niepodobnym do jej wiecznie radosnej osoby.
- Coś się stało?- pytam za szybko i za gwałtownie, ponieważ nawet Jo, lekko się ode mnie odsuwa.
- Chodzi o to, że...- zacina się, a ja mam ochotę nią potrząsnąć, tak mocno i długo, aż w końcu wyrzuci z siebie te słowa. Kiedy już mam zamiar to zrobić, Jo z trudem kończy zdanie.- ... porwali Austina.
  Przez chwilę wszystko staje w miejscu. Ziemia nie kręci się już w około słońca, krew nie tętni mi w żyłach, oddech dusi mnie w gardle, a wiecznie ruszające się cząsteczki, w każdym przedmiocie, zamierają. Przez chwilę, zapominam słów, których uczyłam się od dziecka, Przez chwilę wszystko staje się czarne.
                                                  ***
Nie mam pojęcia co mam napisać... Wiem, że jestem beznadziejna i okropna. Ale przyczynił się do tego także mój złom, na którym dano mi pracować. Mój komputer jest kompletnie zawirusowany i nie mogę praktycznie nic na nim robić. Ledwo skończyłam ten rozdział, ponieważ od 2 miesięcy mam ochotę rozbić mój komputer o ścianę. Mam nadzieję, że w końcu przyjmą go do a prawy i w tedy nadrobię te wszystkie rozdziały. Przepraszam was, że nie odpisuje na komentarze, ale najzwyczajniej w świecie nie mogłam ich dodać, przez ten wirus na komputerze. Jak tylko coś się naprawi dam znać, a teraz módlcie się, aby dodawanie rozdziału się powiodło... Chociaż jak się powiedzie to i tak przeczytacie to później...no nie ważne. Pamiętajcie, ze nie zapominam o blogu... lecę, paa
                                                                            Całuję..Weronika Love